Biblioteczka » Varia

"Karność a koleżeństwo żołnierskie" - 1937 - kpt. Teodor Lange

"Karność a koleżeństwo żołnierskie"

kpt. Teodor Stefan Lange1

Przegląd Wojskowo - Techniczny - listopad 1937

(zachowano pisownię oryginalną)

 

Nakreślanie sobie dużych i efektownych celów jest rzeczą stosunkowo łatwą. O wiele trudniejsze natomiast jest znalezienie i stosowanie właściwych sposobów, prowadzących do osiągnięcia celu. Często nikłe, niepozorne ścieżki najpewniej prowadzą na szerokie gościńce wiodące do niego.

 

Jednym z pięknych i bardzo ważnych celów, które sobie w Polskim Wojsku stawiamy w dziedzinie duchowego urabiania żołnierzy, jest wyrobienie właściwego wzajemnego stosunku podwładnego do przełożonego. Chcemy mianowicie pogodzić twarde wymagania karności z możliwie dużą dozą żołnierskiego koleżeństwa, łączącego serdeczną więzią przełożonego z podwładnym. Cel zaiste piękny, a z punktu widzenia realnych korzyści bardzo doniosły, bo cementujący oddziały w wyjątkowo jednolite, granitowe bryły — lecz jakże trudnym jest jego osiągnięcie.

 

Połączenie mocnych ram karności z głębokim żołnierskim koleżeństwem pomiędzy przełożonym i podwładnym jest prawdziwą sztuką. Stworzenie w oddziale takiego wzajemnego stosunku należy zaliczyć do rzeczy bardzo trudnych. Nieumiejętne podejście do sprawy może przynieść zamiast oczekiwanych wielkich korzyści, duże straty, wyrażające się w osłabieniu karności oraz spoufaleniu się podwładnych. Oba te objawy są antytezą zalet, o których osiągnięcie chodzi.

 

Sprawa posiada znaczenie zasadnicze dla ducha oddziałów, stanowiącego największą ich wartość. Wypada zatem zastanowić się nad sposobami wiodącymi do osiągnięcia zamierzeń. Istnieje pogląd, zresztą na szczęście rzadko spotykany, według którego cel omawiany jest jedynie pociągającym i efektownym wymysłem teoretyków, w ogóle nie osiągalnym w praktyce.

 

Mylą się zasadniczo ci, którzy zdanie takie wygłaszają. Najlepszym zresztą dowodem jest praktyka życia naszego wojska. Według zdania np. autorytetów wojskowych Francji na szczególne podkreślenie zasługuje nasza umiejętność łączenia twardej karności z bliskim koleżeńskim stosunkiem wzajemnym oficerów i szeregowców (obserwacja głównie z manewrów).

 

Że jednak w dążeniu do doskonałości nigdy nie można pójść za daleko, bo dla jej osiągnięcia zawsze jest jeszcze coś do zrobienia, chciałbym dokonać próby wskazania pewnych dróg, które mym zdaniem wiodą do celu. Nie uważam oczywiście bym był w stanie wyczerpać całości zagadnienia. Chcę jedynie podzielić się pewnymi myślami i spostrzeżeniami praktycznymi, poczynionymi podczas pracy liniowej.

 

Gdy stary żołnierz, jakim jest przełożony, ma i chce wejść w stosunki żołnierskiego koleżeństwa z szeregowcem, to musi pamiętać, że może nawiązywać te nici jedynie z prawdziwym żołnierzem, czującym i rozumującym po żołniersku, a nie z człowiekiem nie dorosłym  do tego. Stąd wniosek zasadniczy, że rekrut np. nie jest jeszcze dojrzały. Zbliżenie się do niego grozi nam niebezpieczeństwem jego spoufalenia się. Od nas jednak, jego przełożonych, zależy psychiczne i fizyczne urobienie go, zależy stopień i czas, w jakim miano prawdziwego żołnierza będzie wyrazem istotnej treści naszego szeregowca. Jesteśmy w tym szczególnym i szczęśliwym położeniu, że mamy możność urabiania sobie swych podwładnych na ludzi zasługujących na wejście do naszego grona koleżeńskiego przez umiejętne postępowanie i celowe działanie. Jaką należy przyjąć zasadniczą linię postępowania?

 

Do rekruta zbytnio się nie zbliżać. Owszem, okazywać mu opiekę, interesować się jego sprawami, pomagać gdy trzeba, lecz utrzymywać dystans. W czasie tym, musimy przez twarde ujęcie w żelazne karby dyscypliny wyrobić w młodym człowieku karność żołnierską. Powinna ona głęboko wejść mu w krew, przeniknąć całą jego istotę. Równolegle z działaniem celowym wyrabiającym odruchową, bezwzględną karność, mocno gruntujemy bez specjalnych dodatkowych wysiłków nasz autorytet. Być może, że będzie to na razie tylko autorytet zewnętrzny, lecz podczas okresu rekruckiego to wystarcza.

 

Mimo takiego przygotowania okazać się może, że szeregowcy po okresie rekruckim spoufalają się i rozluźniają karby dyscypliny pod wpływem naszego zbliżenia do nich. Jak zachować się w takich wypadkach? Czy kosztem karności kontynuować to koleżeńskie zbliżenie? Nie — odsunąć się natychmiast i mocno podciągnąć karność. Widać nie doprowadziliśmy jeszcze do tego, by podwładni nasi czuli i rozumowali prawdziwie po żołniersku.

 

Czy istnieje sposób należytego przygotowania szeregowców do obracania się we właściwych ramach koleżeńskich w stosunku do przełożonych? Owszem, istnieje. Równolegle do stosowania metod gwarantujących karność podczas kursu rekruckiego, należy wywierać zasadniczy wpływ na wzajemne stosunki koleżeńskie między rekrutami. Twarde i ciężkie przeżycia same przez się zbliżają tych młodych żołnierzy do siebie. Ich zgranie koleżeńskie nie wymaga większych wysiłków ze strony przełożonych. Szczególną natomiast uwagę należy zwrócić na sposób układania się tych stosunków. Wychowywać podwładnych we wzajemnym szacunku dla siebie, jako dla pierwszych obywateli kraju - obrońców Ojczyzny. Tępić objawy wyradzania się koleżeństwa we wzajemną nonszalancję i poufalenie się. Każdy powinien wiedzieć, że zbliżenie koleżeńskie z równym sobie szeregowcem nie upoważnia np. do nie liczenia się ze słowami w stosunku do niego. Urabianie rekrutów w tym duchu jest niczym innym, jak celowym kroczeniem po niepozornej może ścieżce, nieomylnie prowadzącej do podstaw, od których można podjąć się wyrobienia żołnierskiego koleżeństwa między podwładnym a przełożonym, koleżeństwa nie narażającego karności na szwank. Szeregowiec należycie karny, w dodatku przyuczony do liczenia się ze swym kolegą równym sobie stopniem, nie spoufali się w stosunku do przełożonego. Do tak wychowanego szeregowca można się zbliżyć, mając pewność, że nie przyjdzie mu na myśl poklepanie przełożonego po ramieniu. Przeciwnie, będzie się on czuł zaszczycony postępowaniem przełożonego, z wdzięcznością je wspominając.

 

Miękkie traktowanie rekrutów połączone z niezachowaniem dystansu jest wrogiem zarówno karności, jak i powstania należytego, a tak pożądanego koleżeństwa żołnierskiego z przełożonym. System ten jest niekiedy stosowany, wyniki oczywiście nie dają na siebie czekać. Lecz przełożeni, postępujący nieumięjętnie, szukają zwykle powodów niewłaściwego stanu rzeczy dookoła, zamiast w sobie. Nie  widzą, że kroczą po ścieżkach, które, mimo że wydawały się dość wygodnie prowadzić do celu, w gruncie rzeczy wiodą w kierunku wręcz odwrotnym.

 

Przygotował Paweł Ludwiczak


1 kpt. Teodor Stefan Lange - W 1939 jako major był szefem Wydziału Dozorowania w Dowództwie OPL. MSWojsk., podczas kampanii wrześniowej szef Łączności i Dozorowania Naczelnego Dowództwa Lotnictwa i Obrony Przeciwlotniczej.