Biblioteczka » Łączność

"Rezerwa ma wykład o łączności" - 1937 - plut. rez. Witold Wroński

"Rezerwa ma wykład o łączności"

Witold Wroński plut. rez.
„Żołnierz Polski“ 01 luty1937r
Zachowano pisownię oryginalną

 

Właśnie kompania stanęła na wzgórzu, skąd roztaczał się daleki widok na rdzawe o tej porze pole i zmatowiałą zieleń drzew. Dookoła powiewał dziwny jakiś smętek, niechybny zwiastun jesieni.

 

Padły rozkazy, kolumna załamała się w półkole i na środek wyszedł dowódca kompanii wraz z innym, szpakowatym już oficerem. Ten wydał się bardzo sympatycznym. Skinął ręką i dwaj żołnierze wyprowadzili rwące się na smyczy psy.

- Dziś będziemy mieli wykład o łączności - powiedział obcy oficer. - Otóż w polu posługujemy się sygnalizacją wzrokową - za pomocą chorągiewek i tarcz, świetlną, lub używając do tego psów, specjalnie w tym celu tresowanych. Pies, moi kochani, jest tym sympatycznym towarzyszem człowieka, który mu oddaje różnorodne i nieocenione usługi.

- Może mi powiecie - zwrócił się do rezerwisty Spaleńca - do czego używamy psów?

- Do polowania, panie poruczniku.

- A jeszcze do czego? - uśmiechnął się oficer, patrząc tym razem na Franka Obsypa, co w 1920 r. „krzyż walecznych“ sobie zdobył.

- Do pilnowania obejścia... - powiedział nieśmiało Obsyp, raptem zatracając pewność siebie.

- Kto wie, do czego jeszcze?

 

- W górach alpejskich, na przełęczy św. Bernarda używane są do akcji ratowniczej. Są to ogromne, łagodne psy o długim owłosieniu i mądrych oczach, tak i nazywane San Bernardy. Używa się ich wtedy, gdy pojedyńczy człowiek, a nawet cała wycieczka jest zasypana przez lawinę, lub zabłądzi w tych lodowych pustaciach... - odezwał się któryś.

- Co to jest ta lawina? - chciał zapytać Obsyp, ale odpowiedzi sypały się jak grad, a w miarę tego wzrastał szacunek żołnierzy do wszelkiego rodzaju piesków. Ani by kto przypuszczał, jakie to pożyteczne i zmyślne.

- W północnych krajach, gdzie zima jest znacznie dłuższa od lata, a konie nie mogą się uchować, zaprzęgają tamtejsi mieszkańcy po kilkanaście psów do sanek i jeżdżą na nich z wiatrem w zawody... - powiedział Obsyp, rad, że może się pochwalić swoją wiedzą.

- Widzę, że w polskich szkołach dobrze uczą. W dawnych zaborczych armiach z pewnością nie wiedzieliby żołnierze tyle co wy - powiedział porucznik. - Musicie jednak też wiedzieć, że w boju bardzo często zachodzi konieczność przesłania pilnego meldunku lub rozkazu wówczas, gdy wszelkie inne środki łączności zawodzą. Wówczas wysyłamy kogo?...

- Psa! podpowiedziano z szeregu.

- Właśnie - psa. Specjalnie w tym celu tresowanego psa. Jak dalece pożytecznymi okazały się one podczas wojny świadczy fakt, że pod koniec wielkiej wojny sama niemiecka armia posiadała ich kilkanaście tysięcy. Pies ma nawet jedną niezawodną wyższość nad człowiekiem, posiada mianowicie...

- Instynkt! - wyrwało się Obsypowi.

- Świetnie. Kto to powiedział niech wystąpi

 

 

Pod Obsypem nogi ścierpły. Masz diable kaftan! I potrzebował się pchać tam, gdzie go nie wołali? Zbłaźnił się. W dodatku koledzy popychali go i szeptali:

- A toś się bracie wsypał!

Jednak wystąpić musiał. Zasalutował niezgrabnie, omal się nie przewracając na kępce trawy.

- To wy jesteście tym zuchem? - powiedział przyjaźnie oficer. - A skąd wy to wiecie?

- Tak sobie, panie poruczniku - mruknął Franek Obsyp, czerwieniąc się jak piwonia.

Porucznik znów uśmiechnął się i, nie dając pozwolenia na odejście, ciągnął swój wykład dalej. Tak więc przed frontem kompanii stało ich trzech: dwóch oficerów i nieszczęsny Obsyp. Nieco dalej z boku paru strzelców, trzymających psy na smyczy.

 

Otóż ten instynkt pozwala psu na wyczucie niebezpieczeństwa, skutkiem czego przesłanie meldunku przez naszego czworonogiego przyjaciela jest znacznie pewniejsze, aniżeli przez gońca bojowego. Chyba, że... chyba że zajdą nieprzewidziane wypadki... Ale o tym później. Narazie przeprowadzimy próbę...

- Mielczarek, zaczynajcie!

 

 

Jeden z żołnierzy wziął od porucznika jego pas oficerski, dał powąchać psu, którego następnie odwrócono pyskiem w przeciwną stronę, podczas gdy Mielczarek z pasem w garści zaczął co sił w nogach biec przez pole w kierunku położonego o 400 metrów sadu. Po drodze kluczył jak zając, plątał swe ślady, dopadłszy płota dwukrotnie wspinał się nań, wreszcie przelazł na drugą stronę i wdrapał się na drzewo. Dwaj inni żołnierze zaczaili się wzdłuż drogi, którą przebiegł Mielczarek. Kompania patrzyła w skupieniu.

 

 

 

Wreszcie psa puszczono.

 

Zrazu zakręcił się z wielkiej radości kilka razy w kółko w pogoni za własnym ogonem, potem węsząc, ze łbem pochylonym ku ziemi, pomknął trop w trop za Mielczarkiem. Zaczajeni żołnierze próbowali go odpędzić lub pojmać, lecz omijał ich unikając zbliżenia i możliwej walki. Oto dopadł już do sadu, oto skacze raz i drugi przez płot, budząc powszechne uznanie u widzów, - kiedy na ścieżce, prowadzącej z miasta, ukazała się jakaś pani w towarzystwie pieska.

 

Raczej suczki, gdyż nasz czworonogi „towarzysz broni“, nasz „środek łączności“ zatrzymał się nagle, podniósł ogon (musiał przy tym uśmiechnąć się mile, po psiemu) i ... zapominając o subordynacji wojskowej wcale niedwuznacznie udał się w psie konkury, ku zgorszeniu pani a chóralnemu, grzmiącemu śmiechowi kompanii.

 

Śmiali się i oficerowie, a wykładowca, zapalając papierosa, powtórzył:

- ... Chyba, że zajdą nieprzewidziane wypadki...

 

Opracował: Tomasz Mikołajczak


 


Warning: Unknown: write failed: No space left on device (28) in Unknown on line 0

Warning: Unknown: Failed to write session data (files). Please verify that the current setting of session.save_path is correct () in Unknown on line 0