Biblioteczka » Artyleria ogólne

"Omyłki podczas strzelania" - 1939 - por Jan Dubianowski

"Omyłki podczas strzelania"

por. Jan Dubianowski1

Przegląd Artyleryjski

Kwiecień 1938

Zachowano pisownię oryginalną.

 

Zarówno praktyka koszarowa, a w szczególności ćwiczenia działoczynów i służby polowej, jak też i doświadczenia szkoły ognia wykazują, że często spotykamy się ze zjawiskiem omyłki w dziedzinie prac związanych z technicznym wykonaniem strzelania.

 

Omyłka jest zjawiskiem, które powszechnie towarzyszy wszelkim pracom człowieka. W niektórych jednak dziedzinach jego czynności jest ona dopuszczalna, w innych karygodna. Nie ulega żadnej wątpliwości, że wszystkie omyłki, powstające w czasie strzelania, należą z uwagi na rodzaj wywołanych przez nie skutków do zjawisk karygodnych.

 

Pozwolę sobie przytoczyć kilka znanych mi wypadków poważnych omyłek, bez rozpatrywania oceny ich skutków. Jest bowiem rzeczą jasną, że skutek danej omyłki zależy wyłącznie od czynnika tzw. szczęścia. W niektórych wypadkach całe wydarzenie kończy się na możliwości powstania nieszczęśliwego wypadku i zmarnowaniu amunicji; w innych, niestety, zahacza o kodeks karny, aż do nieumyślnego zabójstwa włącznie. Dlatego też uważam za słuszne i pożądane wyciąganie pewnych wniosków ze stwierdzonych faktów, aby zło nieuniknione, jakim jest omyłka, usunąć jak najskuteczniej ż pracy naszej i naszych podwładnych.

 

 

Zacznę od przykładów.

 

  1. Armata 75 mm wz. 97, Strzelanie odbywa się nabojem o ładunku zmniejszonym z dużą szybkością. W pewnej chwili przychodzi komenda zmiany rodzaju serii oraz skrócenia celownika i przejścia do naboju o ładunku normalnym. J eden z działonów przyjmuje dwie pierwsze zmiany, trzeciej nie uwzględnia. Wynik - strzał ponad 1000 m krótszy niż strzały pozostałych dział.

  2. Armata 105 mm wz. 1913. Komenda dowódcy baterii "Celownik 7300" została przyjęta na stanowisku ogniowym jako "Celownik 3700". Skrócenie serii ogromne. Wybuch między punktem obserwacyjnym a stanowiskiem ogniowym.

  3. Haubica 100 mm wz. 1914. Celowniczy myli się i otwiera przykrywkę podziałki celownika oznaczoną numerem 1 zamiast sąsiedniej przykrywki, oznaczonej numerem 2. W wyniku tej omyłki uzyskano strzał krótszy prawie o kilometr.

  4. Haubica 155 mm wz. 1917. Granat stalożeliwny. Zamiast ładunku 1, podanego w komendzie, amunicyjny sporządził ładunek 2, a wskutek tego pocisk padł w pobliżu punktu obserwacyjnego.

  5. Armata 105 mm wz. 1913, Strzelający po przygotowaniu danych ognia i komendy do ognia skutecznego popełnia fatalną omyłkę. Zamiast celownika odpowiadającego odległości topograficznej podaje w komendzie celownik równy tej odległości. Omyłka pozornie błaha - zaledwie przestawienie dwóch sąsiednich kolumn tabel strzelniczych. Skutek - dwa pierwsze pociski między punktem obserwacyjnym a stanowiskiem ogniowym, w rejonie placówki łączności.

Nie wymieniam wypadków, które stwierdziłem w czasie strzelania rozpryskowego, gdyż przy tych strzelaniach trudniej ustalić kiedy zaszła omyłka, kiedy zaś  powodem wydarzenia była wada amunicji i sprzętu.

 

Znacznie więcej spostrzeżeń co do omyłek można poczynić w czasie działoczynów. Wynika to stąd, że działoczyny są nauką, a szkoła ognia doskonaleniem wyuczonych już kanonierów. Zestawiając działoczyny z ostrym strzelaniem, należy uwypuklić pewien fakt. Wszyscy, począwszy od instruktora-oficera, a skończywszy na drugim pomocniku, czy jak w artylerii lekkiej lub konnej wręczycielu, uważają strzelanie za pewnego rodzaju nabożeństwo. Wskutek tego działon, który szybko i sprawnie pracuje w czasie działo czynów, znacznie wolniej wykonywa ostre strzelanie. Nic dziwnego, każdy zdaje sobie sprawę z następstw omyłki w strzelaniu. Pragnę zaznaczyć, że na tym właśnie tle powstaje nieporozumienie. Strzelający zazwyczaj naciska baterię żądaniem szybszego strzelania. Dążność do pośpiechu, hamowana obawą przed omyłką, wytwarza bardzo często atmosferę podniecenia. Można stanowczo twierdzić, że taki stan podniecenia zdecydowanie sprzyja powstawaniu błędów.

 

Niektóre z kilku podanych wyżej przykładów potwierdzają to w całej rozciągłości. Weźmy przykład trzeci. Gdy celowniczy się pomylił, to czemuż nie zauważył tej, bijącej wprost w oczy omyłki działonowy, dowódca plutonu, oficer ogniowy. Niedbalstwo wyłączone. Wiemy wszyscy o tym, że każdy artylerzysta zbyt poważnie odnosi się do strzelania, abyśmy mogli przyjąć świadomy niedozór ze strony trzech przełożonych, obowiązanych do kontroli.

 

Nasuwa się pytanie, co trzeba robić aby uniknąć tego stanu rzeczy. Przede wszystkim musimy się zgodzić z tym, że techniczne wykonanie strzelania stoi całkowicie na usługach wymogów taktycznych. Wobec tego przełożony strzelający ma prawo żądać jak najszybszego wykonania ognia, jeśli pośpiech jest wskazany dla uzyskania skutku taktycznego. Wynika stąd, że aby usunąć podniecenie, tak bardzo sprzyjające powstawaniu omyłek, musimy znaleźć inne wyjście niż zarzucenie czynnika szybkości strzelania. Nie można twierdzić, że gdy bateria strzela wolno, to z "murowaną" pewnością uniknie się omyłek. Rozwiązanie leży gdzie indziej. Mianowicie cały zespół strzelający powinien być przyzwyczajony do tego, że nie ma różnicy między ćwiczeniem działoczynów, jako strzelania "na niby", a strzelaniem ostrym. W dążeniu do zatarcia tej różnicy nie można, rzecz jasna, potraktować ostrego strzelania "na niby" - gra bowiem jest zbyt poważna, a wygodna lekkomyślność łatwo mogłaby nabrać cech występku. Pozostaje inna droga: nadać każdemu ćwiczeniu działo czynów czy służby polowej charakter ostrego strzelania. Zmusić cały zespół biorący udział w przygotowaniu i wykonaniu ognia do nabożnego, jeśli można użyć tego wyrażenia odnoszącego się do czynności związanych z wykonaniem komendy ogniowej.

 

Celem nauki działo czynów i służby polowej nie może być uzyskanie tylko czysto technicznej sprawności żołnierzy i umiejętność mechanicznego wykonywania komendy. W każdym ćwiczeniu tego rodzaju należy żołnierza uodparniać psychicznie na wzruszenia, które dostrzegamy u niego w czasie ostrych strzelań. Wiadomą jest rzeczą, ­że każde uczucie, przeżywane często, traci swą siłę fizyczną oddziaływania na człowieka. W konkretnym przypadku mamy do czynienia z uczuciem szczególnej bojaźni, objawiającej się zespołowym podnieceniem, które jak stwierdziliśmy, stanowi podatny grunt dla powstawania omyłek. Żołnierz, który jest tak nastawiony psychicznie, że dla niego nie stanowić będzie żadnej różnicy ta okoliczność, że wykonywa zwykłe ćwiczenia w swojskim, przykoszarowym terenie czy też że strzela na odległym poligonie, potrafi dać z siebie całą sprawność, na jaką go stać.

 

Poruszając sprawę sprawności strzelania należy zaznaczyć, że kanonier obsługi, który z pewnością siebie wykonywa nakazane czynności przy dziale, zyskuje u swoich przełożonych kontrolujących zaufanie. Okoliczność ta nie jest bez znaczenia. Odbija się ona wyraźnie na szybkości strzelania. Odpada bowiem ta zmora strzelania, jaką jest dokładne sprawdzanie nastawień przyrządów działowych przed każdym prawie strzałem.

 

 

 

W odniesieniu do przykładu piątego, który jest typowym przykładem omyłki strzelającego, musimy stwierdzić, że trudno jest określić przyczynę jej powstania. Być może, mamy tu zwykłe przeoczenie, wskutek nieuwagi. Możliwe, że strzelający wziął w tabelach strzelniczych sąsiednią kolumnę zamiast właściwej. Nie można wyłączyć również, że tak przejął się swoją odległością (nawiasem mówiąc obliczoną dokładnie), że zapomniał wprost o istnieniu celownika jej odpowiadającego. W każdym razie ten, kto się omylił też nie potrafi wyjaśnić, jak się to stało. Omyłka powstaje przecież w dobrej wierze, w całkowitym przekonaniu mylącego się, że wszystko jest w porządku. W omyłkach tego rodzaju dobre wyniki może dać umiejętność skupienia uwagi na czynności, którą się wy­konywa. Ta sprawa jednak nie leży już bezpośrednio w strefie zagadnień artyleryjskich.

 

Z powstawaniem omyłek łączy się sprawa kontroli.

 

Spróbujmy rozpatrzyć:

  • kto kogo ma kontrolować?
  • kiedy należy wykonywać kontrolę?
  • w jakim kierunku winna iść ta kontrola?
  • jaka powinna być organizacja i sposób przeprowadzania kontroli?

Co do pierwszego pytania musimy stwierdzić, że kontrola jest jednym ze środków dowodzenia, zapewniających prawidłowość wykonania rozkazu.

 

Strzelanie, czy to na komendę, czy w postaci wykonywania ogni umówionych, jest niczym innym jak wykonywaniem rozkazu. Regulamin służby wewnętrznej wyraźnie nakłada na przełożonych obowiązek kontrolowania wykonania rozkazu. Stąd wynika, że wszyscy przełożeni wydający rozkazy ogniowe, mają obowiązek kontrolowania wykonawców. Jeśli chodzi o strzelanie, to sprawa kontroli rozszerza się znacznie poza te ramy. Praktyka wykazuje, że dowódca strzelający bardzo często poddaje się kontroli oficera ogniowego, przez podanie mu donośności, poniżej której nie wolno mu zejść. Tak samo kontroluje oficer ogniowy ustawienie działa na dozór przez pomiar zgodnie z obowiązującą Instrukcją strzelania - azymutu kierunku lufy. Plan strzelniczy też daje oficerowi ogniowemu możność kontrolowania prawidłowości danych, zawartych w komendach, otrzymanych z punktu obserwacyjnego. Niejednokrotnie oficer zwiadowczy kontroluje pracę swego dowódcy baterii, za jego wiedzą i w myśl jego życzenia. Widzimy więc, że nie tylko podlega kontroli dowódcy wykonawca, ale że zachodzi wypadek wręcz od­wrotny, jako zjawisko całkiem normalne, a nawet nakazane Instrukcją strzelania.

 

Pytanie, kiedy należy kontrolować prawidłowość wykonania komendy ogniowej, wiąże się całkowicie z szybkością strzelania, jaką w danej chwili strzelający dowódca chce osiągnąć. Jako zasadę należy przyjąć, że przełożony, obowiązany do kontroli, musi ją wykonywać nieustannie, jednak w taki sposób, aby nie przeszkadzać podwładnemu wykonawcy i nie opóźniać chwili dania strzału. Praktyka, poparta często znajomością wykonawców, wskaże kontrolującemu właściwą drogę. Każdy przyzna, że dość niemiły widok przedstawia postać przełożonego, który po oznajmieniu "gotowe" i komendzie "od działa" sprawdza z nerwowym pośpiechem przyrządy działowe, amunicję i nastawienia, podczas gdy dowódca strzelający czeka na meldunek o gotowości baterii. Sprawdzać potrzeba wykonawców w czasie wykonywania przez nich poszczególnych czynności.

 

W jakim kierunku powinna iść kontrola. Odpowiedź na to pytanie daje rozpatrzenie źródeł, w których najczęściej tkwić może omyłka. Kontroli powinny zasadniczo podlegać wszystkie czynności kanonierów obsługi, przede wszystkim jednak muszą nią zostać objęte czynności celowniczego, zamkowego i amunicyjnego. Wszyscy, wydający komendy ogniowe lub przekazujący je, muszą zwracać uwagę na to, czy dochodzą one do działonu we właściwym brzmieniu, czy nie uległy zniekształceniom. Czujnej kontroli podlegać muszą telefoniści.

 

Organizacja kontroli, jak to spostrzegłem na kilkunastu przykładach w różnych pułkach i bateriach, jest na ogół jednolita z pewnymi odcieniami indywidualizmu. Ograniczę się do podania usterek, jakie w tym kierunku można stwierdzić.

­

Jako wadę dość częstą wymienić można przesadę w kontrolowaniu kanoniera obsługi. Dwóch, a nawet trzech przełożonych kontroluje tę samą czynność, wykonaną przez jednego kanoniera. Czasem dzieje się to równocześnie, komisyjnie, czasem może, co gorsze, niejednocześnie, ale za to z pominięciem starszeństwa funkcyj. Oficer ogniowy, dajmy na to, skontrolował amunicyjnego co do prawidłowości sporządzenia ładunku prochowego. Tuż po  nim kontroluje to samo dowódca plutonu. Działonowemu to nie wystarcza. I on chce sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wypadki takie stanowczo nie powinny się zdarzać. Pomijam względy czysto wojskowe, które sprzeciwiają się takiemu postawieniu sprawy. Spójrzmy na to ze strony wychowawczej. Kanonier, który bacznym okiem spogląda na postępowanie swoich przełożonych, widzi coś, co wstrząsa jego sposobem myślenia. Nie dość, że sprawdził go oficer ogniowy i nierzadko pochwalił przy tym, sprawdzają go jeszcze inni, rzucając może różne, krytyczne uwagi pod adresem jego sposobu wykonania czynności. Takim postępowaniem doprowadza się do tego, że kanonier bez przekonania odnosi się do swojej pracy, traci wiarę w siebie, a co niebezpieczniejsze - w swoich przełożonych.

 

Znacznie gorsza jest przesada w drugim kierunku, to znaczy zaniechanie lub ograniczenie kontroli. Nie twierdzę, że tego rodzaju uproszczenie sprawy jest wynikiem niedbalstwa. Wypływa ono raczej z pięknej zalety żołnierskiego charakteru: zaufania do podwładnego. Gdy jednak to zaufanie nabierze rysów krańcowości, może dać wyniki nieoczekiwanie groźne. Kontrola zawsze musi być nieustanna i czujna.

 

Sposób kontroli nie będzie przedmiotem moich rozważań. Każdy artylerzysta, który wyszkolił kilka lub kil­­kanaście roczników w działoczynach, przeszedł może jakąś "kraksę" podczas strzelania, odbył z obsługą większą ilość strzelań, ma swój sposób wykonywania kontroli i śmieszne byłoby twierdzenie, że jego sposób jest gorszy dla niego niż inny sposób. Sedno bowiem sprawy leży w tym, aby nie dopuścić do omyłki, a skoro powstała - wykryć ją. A ponieważ do tego celu musi powstać szczególne oddziaływanie zmysłów, przeto wybór sposobu jej wywołania musi się pozostawić każdemu dla siebie.

 

Na zakończenie pragnę zauważyć, że swoich spostrzeżeń nie mogę, niestety, odnieść do warunków wojennych, ponieważ znam je tylko z opisów, przypuszczam jednak, że dają one dużo ciekawego materiału w dziedzinie, którą poruszyłem.

 

Opracował Paweł Ludwiczak


1 Jan Dubianowski (1912 - 1947) - oficer służby stałej artylerii. Absolwent SPA w Toruniu.We wrześniu 1939 r. oficer w 10. pułku artylerii ciężkiej. Oficer Armii Krajowej.  Dnia 27 września 1947 r zamordowany przez Urząd Bezpieczeństwa.