Biblioteczka » Łączność

"Trakcja w formacjach wojsk łączności dywizji piechoty" - 1935 - kpt Teodor Stefan Lange

"Trakcja w formacjach wojsk łączności dywizji piechoty"

Przegląd Wojskowo-Techniczny styczeń 1935 r.

Kapitan Teodor Stefan Lange

Zachowano pisownię oryginalną.

 

 

W niniejszym artykule chciałbym rozpatrzyć problem trakcji jedynie w formacjach wojsk łączności dywizji piechoty, nie omawiając trakcji formacji wojsk łączności wielkich jednostek kawalerii oraz jednostek zapewniających łączność operacyjną (od dywizji piechoty w górę), których warunki pracy są zupełnie odrębne a w związku z tym i sama trakcja powinna być oparta na innych zasadach.

 

Dotychczas poglądy na sprawę trakcji w wojskach łączności w ogóle a w dywizyjnych formacjach w szczególe nie wyszły ze stadium płynności. Wydaje mi się, że dyskusja na ten temat powinna w nieść pewne cenne elementy, mogące rzucić właściwe światło na to zagadnienie. Ze względów zrozumiałych nie będę omawiał obecnego stanu faktycznego, a ograniczę się jedynie do rozpatrzenia rozmaitych poglądów na tę sprawę, z których część wydaje mi się mylną.

 

Na wstępie należałoby ustalić ,,co i kogo“ wozić, dopiero potem rozpatrywać kwestię — „czym i jak“ wozić.

 

Zacznijmy od zwykłej najmniejszej jednostki pracy. W odniesieniu do formacji radiotelegraficznych nikt już dzisiaj nie ma chyba wątpliwości, że obsługa radiostacji musi jechać i nie może chodzić, bo stacja często posuwa się kłusem a nawet galopem, wymija kolumny i po załatwieniu korespondencji dopędza oddział, na którego korzyść pracuje. W stosunku do formacji telegraficznych ta prawda niestety jeszcze nie jest należycie doceniana. Stale jeszcze pokutują poglądy, według których wystarczyć ma wożenie sprzętu drużyny, zaś ludzie mają chodzić pieszo.

 

Wyobraźmy sobie formację w ten sposób zorganizowaną . Dopóki jesteśmy na krótko trwałych ćwiczeniach pokojowych, to takie rozwiązanie z trudnością, ale wystarcza , lecz gdy akcja potrwa dłużej niż 5 — 7 dni, okaże się, że d-ca kompani telegraficznej, mimo że dywizja wcale nie wykonywała forsownych akcji, dysponuje ludźmi śmiertelnie znużonym i (przyczyn określenie to wcale nie jest przesadzone), albo w ogóle nie ma w dyspozycji nikogo, bowiem wszystkie drużyny są rozrzucone w terenie. Jedni zwijają zbędne już sieci a inni w oddaleniu od 10 do 50 km na piechotę „dopędzają” dywizję, jeśli ta jest w natarciu lub pościgu. Gdy ci telegrafiści nareszcie dołączą, przekonamy się, że są na wyczerpaniu swych sił fizycznych . Nie może być mowy o tym, by mogli natychmiast sprawnie wykonać jakąkolwiek pracę techniczną.

 

Powszechnie wiadomą jest rzeczą, że gdy wojska maszerują, — maszerują też i formacje wojsk łączności, gdy zaś wojska wyczerpane marszem odpoczywają, — formacje wojsk łączności pracują i to ciężko pracują. Gdy wojska wyruszają w dalszy marsz, telegrafiści zwijają sieć i dopędzają maszerujące po wypoczynku wojska.

 

Niestety nie powszechnie jeszcze doceniany jest fakt, że gdyby formacje wojsk łączności zmuszone były maszerować pieszo, to tego rodzaju warunki pracy po niedługim czasie musiałyby doprowadzić do zupełnego wyniszczenia sił ludzkich. Mówię oczywiście o warunkach wojny ruchowej. Omawiana nieproporcjonalność wysiłku nie ujawnia się zbyt jaskrawo w czasie krótkich ćwiczeń pokojowych kiedy w dodatku mamy do czynienia z dobrze wytrenowanymi młodymi żołnierzami służby czynnej. Na wojnie natomiast w czasie dłuższych akcji nie należy się w ogóle liczyć ze sprawnym działaniem łączności, uskutecznianej przez formacje wojsk łączności, których trakcja nie będzie odpowiednio rozwiązana.

 

Jeśli teraz porównamy wysiłek radiotelegrafisty z wysiłkiem telegrafisty, nie licząc się z tym, że pierwszy ma jechać a drugi chodzić, to łatwo dojdziemy do wniosku, że fizyczny wysiłek wymagany od telegrafisty jest bez porównania większy: Z tego wynikałoby, że i telegrafiście trzeba zapewnić odpowiedni środek lokomocji.

 

Nie możemy wychodzić z tego założenia, że kompania telegraficzna dywizji piechoty ma chodzić pieszo, bo dywizja tak chodzi, tak jak nie będziemy tego wymagać np. od plutonu konnych zwiadowców pułku piechoty, od artylerii lekkiej, i t. p., mimo że wchodzą one w skład dywizji piechoty.

 

Kompania telegraficzna ma zupełnie inne warunki życia i pracy i winna być odrębnie traktowana. Zbyt trudem jest dla telegrafisty dzielenie wspólnie z piechurem przemarszów, gdy się zważy, że wtedy kiedy piechur wypoczywa lub śpi — wtedy telegrafista częstokroć ciężko pracuje. Nierzadko również po pracy swej musi dopędzać dziesiątki kilometrów wypoczętego piechura. Trudno sobie wyobrazić, by w tych warunkach telegrafista mógł uskuteczniać swe przemarsze na piechotę.

 

Wydaje mi się, że to są sprawy całkiem oczywiste.

 

Aby nie zasłużyć sobie na zarzut zbytniego przeceniania wysiłków telegrafistów oraz na chęć wydelikacania ich, sięgnę do form organizacyjnych wojsk łączności w innych armiach i dla argumentacji wykorzystam organizację odpow. formacji łączności armii niemieckiej.

 

Kompania łączności dywizji piechoty (dywizja posiadadwie kompanie) w marszu nie ma ani jednego człowieka, któryby maszerował pieszo.

 

 

W kompani są trzy typy drużyn. Drużyny konne (odpowiednik naszego patrolu konnego), drużyny ciężkie i lekkie. Drużyny konne oczywiście jadą konno i pracują technicznie z konia.

 

Drużyny ciężkie, tak zwane „piesze“, dlatego się tak nazywają, bo (pracują technicznie pieszo). Drużyna taka składa się z konnego dowódcy, siedmiu telegrafistów, z których sześciu siedzi na sprzężonym wozie technicznym, a jeden jedzie konno, oraz trzech jezdnych (drużynowy wóz techniczny ma bowiem sześciokonny zaprzęg artyleryjski). Na rycinie 1 widzimy fragment takiej „pieszej“ drużyny w galopie.

 

Drużyny lekkie, również zwane „pieszymi“, składają się z dowódcy i czterech telegrafistów, jadących na lżejszym sprzężonym wozie technicznym, oraz dwóch jezdnych, gdyż wóz zaprzężony jest w czterokonny zaprzęg artyleryjski. Drużynę taką widzimy na rycinie 2 z, prawej strony.

 

 

Rycina ta przedstawia fragment kompani łączności dywizji piechoty[1]. Od lewej do prawej mamy trzy patrole sygnalizacyjne konne, wyposażone każdy w wóz dwukonny. Dwóch sygnalistów konno, jeden sygnalista plus woźnica na wozie. Następnie widzimy trzy ciężkie „piesze“ drużyny, dalej jedna radiostacja sieci rzędu radiostacji dywizyjnych (sześciokonna) i wspomniana już lekka drużyna. Stylu stoją samochody. Drugi i trzeci od lewej, to ruchome ośrodki łączności dowódcy dywizji, coś w rodzaju drużyn plutonu kwatery głównej. Był to stan z r. 1924.

 

Należy zaznaczyć, że w 1934 roku 60% jednostek pracy kompani łączności dywizji piechoty była już zmotoryzowana. Dla przykładu podam, że drużyna zmotoryzowana składa się z, dowódcy i siedmiu telegrafistów. Dowódca drużyny ma motocykl a drużyna i jej sprzęt jedzie na terenowym samochodzie półciężarowym. Drużyna buduje z samochodu, podwieszając kabel na podporach naturalnych, albo pracuje pieszo. Jest to zatem zmotoryzowana odmiana ciężkiej drużyny „pieszej“.

 

Sygnalizacja świetlna obecnie jest już w dywizyjnej kompani łączności w zupełności zmotoryzowana. Świadczy to wymownie o znaczeniu, jakie Niemcy przywiązują do tego środka łączności.

 

Wszystkie radiostacje dywizji piechoty są zmotoryzowane. Stacje typu dywizyjnego są umieszczone na trzyosiowych samochodach terenowych, które są jednocześnie mieszkaniem dla obsługi. Anteny, umieszczone na dachu, rozpięte są na przyrządzie podobnym do górnego urządzenia kontaktowego na tramwajach, dotykającego linii z prądem i mogą być opuszczone i podnoszone w czasie jazdy. Stacje te są zdolne do nadawania i odbierania w czasie ruchu.

 

 

Jak dalece formacje wojsk łączności w Niemczech nie są oddziałami pieszymi, o tym niech świadczy to, że nawet orkiestra baonu łączności występuje konno.

 

Na zakończenie rozważań nad trakcją w formacjach łączności niemieckich podam dla ilustracji ryc. 3 i 4, na których widzimy pierwsze niemieckie drużynowe wozy techniczne z roku 1896. Należy zwrócić uwagę, że były to pierwsze kroki z przed około 40 lat.

 

Na wojnę w 1914 roku niemieckie wojska łączności wyruszyły wyposażone w sześciokonne techniczne wozy drużynowe i radiostacje o sześciokonnym zaprzęgu. Już wtedy, jak zresztą od samego początku swego istnienia (ryc. 3 ) w czasie marszu nie miały one ani jednego żołnierza pieszego. Mimo to powagi niemieckie (ppłk. Bernay, ppłk. Pleger oraz niemiecki urząd archiwalny) stwierdzają, że z początkiem wojny (walki ruchowe) wojska łączności zawiodły. Ppłk. Pleger w swej pracy pod tytułem „Środki i wojska łączności w wojnie nowoczesnej“ , która się ukazała jako jeden z rozdziałów w dziele zbiorowym wydanym w 1933 roku przez generała von Cochenhausen pod tytułem „Rozważanie nad zagadnieniami obrony narodowej“ (Wehrgedanken), powiada:

 

 

„Olbrzymie znaczenie, jakie posiada łączność techniczna dla wojska, zostało przez Niemcy niestety zbyt późno poznane“.

 

„Brak łączności przyczynił się poważnie do tak brzemiennego w skutki odwrotu z nad Marny“.

 

„Ten zły stan rzeczy należy wziąć na karb ówczesnej małej ruchliwości formacji wojsk łączności, które nie były jeszcze wtedy zmotoryzowane, lecz posiadały jedynie trakcję konną[2].

 

My, wyruszając na wojnę w 1918 roku, nie mieliśmy prawie niczego, jeżeli chodzi o wojska łączności. W 1921 roku wróciliśmy z wojny, mając przy każdej dywizji piechoty jedną pieszą, ale to w pełnym tego słowa znaczeniu pieszą kompanię telegraficzną (drużyny piesze a sprzęt na parokonnym wozie). Popatrzmy krytycznym okiem na łączność, którą te, w ten sposób zorganizowane, kompanię telegraficzne zapewniły. Możemy śmiało powiedzieć, że to co mimo wprost nadludzkich wysiłków szeregowcy, podoficerowie i oficerowie wtedy z siebie dawali, nie jest małą częścią tego, co w walce nowoczesnej kompanja telegraficzna ma zapewnić, jeśli choć w przybliżeniu chce sprostać zadaniu.

 

Od 1918 do 1921 roku zrobiliśmy olbrzymie postępy, bowiem z niczego doszliśmy do kompani telegraficznych przy dywizjach piechoty.

 

Chciałbym, żeby zwolennicy „pieszej trakcji“ dla telegrafistów dywizyjnych uprzytomnili sobie, że jest to stan z 1921 roku, że nasze wojenne kompanie dywizyjne były w ten sposób zorganizowane, i że właśnie głównie dlatego zadania swego w pełni wykonać nie były wstanie.[3] Oczywiście „trakcja “ a raczej chodzenie na piechotę było tutaj tylko jednym z powodów, drugim było niedostateczne wyposażenie w sprzęt. W tej chwili jednak interesuje nas sprawa trakcji. Dlaczego nasze wojenne kompanie były pod względem trakcji tak źle wyposażone? Odpowiedź łatwo przychodzi: nie mieliśmy ówcześnie odpowiednich środków do tego. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło. Obecnie niewątpliwie stać nas na co innego.

 

Na przykładzie, zaczerpniętym z wojsk niemieckich, przedstawiłem tempo rozwoju, środków trakcji formacji łączności. Czyż tylko Niemcy tak dbają o środki przewozowe swych wojsk łączności? Przeciwnie, Francja, Anglia, Włochy i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej też rozwiązały u siebie ten problem tak, że w czasie marszu nie mają ani jednego szeregowca wojsk łączności idącego pieszo.

 

Formy organizacyjne we wszystkich tych państwach stosunkowo bardzo mało odbiegają od siebie. Wszędzie około 50% jednostek pracy w dywizyjnych formacjach wojsk łączności jest zmotoryzowanych.

 

Amerykańskie wojska łączności są o tyle ciekawe, że najmniejsza jednostka pracy, w dywizyjnej kompani wojsk łączności, składa się z patrolu jadącego na dwukółce, zaprzężonej w czterokonny zaprzęg artyleryjski. Skład patrolu: dowódca, trzech telegrafistów i dwóch jezdnych .

 

Czy nasze warunki pozwalają redukować nasze wymagania w stosunku do armii wymienionych? Nie sądzę.

 

Z całą pewnością możemy stwierdzić, że wymagania naszych dywizji w czasie wojny będą co najmniej takie same, jak dywizji wojsk wymienionych wyżej.

 

W związku z tym trakcja w naszych dywizyjnych formacjach wojsk łączności nie może na ogół bardzo odbiegać od trakcji stosowanej w innych armiach świata.

 

Na postawione na wstępie pytanie „Kogo i co wozić“, odpowiadamy: wszyscy żołnierze dywizyjnych formacji wojsk łączności muszą w czasie marszu jechać, sam przewóz

sprzętu nie wystarczy.

 

Nikt już dzisiaj nie lekceważy znaczenia wojsk łączności. W zupełności docenia się bardzo wielką wagę, jaką dla każdej akcji posiada sprawnie działająca łączność techniczna. Wymagania stawiane wojskom łączności są coraz wyższe. Mimo to, tu i ówdzie przejawiają się poglądy, według których trakcja, czy to konna czy to mechaniczna, jest rzekomo zbędna.

 

Zapomina się o tym, że nie wystarczy doceniać znaczenia łączności, nie wystarczy podnosić wymagania stawiane wojskom łączności; dlatego, by łączność rzeczywiście działała na wojnie trzeba przede wszystkim dać wojskom i łączności warunki umożliwiające im w ogóle wykonanie zadania.

 

Kompania telegraficzna dywizji piechoty, nie mająca odpowiednich środków przewozowych dla swych ludzi, z całą pewnością nie będzie w stanie należycie wykonać swego zadania, że twierdzenie to nie jest gołosłowne, o tym najlepiej świadczą niemieckie doświadczenia z 1914 roku (zawiodła konna trakcja) oraz nasze doświadczenie z 1918 do 21 roku.    Historia jest najlepszą nauką życia. Chciałbym że by ona właśnie przekonała zwolenników „pieszej trakcji ” .

 

Zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego, że skuteczność akcji dywizji w dużej mierze zależy od sprawności pracy dywizyjnych formacjach wojsk łączności. Ewentualne niewłaściwe organizacyjne ujęcie tych formacji uniemożliw im wykonanie zadania. Brak trakcji może się do tego przyczynić. Oszczędność, powiedzmy około 60 koni w każdej kompani telegraficznej dywizji piechoty, narazi na szwank wysiłki, ofiary krwi oraz życie wielotysięcznej rzeszy ludzi składających się na dywizję piechoty.

 

Wydaje mi się, że wspomniana oszczędność nie stoi w żadnym stosunku do ewentualnych szkód, jakie wojsko dzięki niej na wojnie ponieść może.

 

Jaką powinna być trakcja, konna czy motorowa; w jakiego typu konie i wozy, względnie samochody, winny być wyposażone dywizyjne formacje wojsk łączności — postaram się rozważyć w jednym z następnych artykułów.

 

BIBLJOGRAFJA :

„Wehrgedanken“ General von Cochenhausen.

„Unterrichtsbuch für die Nachrichtentruppe“ Hauptmann Jupper.

„ Zur Geschichte der Nachrichtentruppe” Oberleutnant Thiele.

„Tiechnika i Woorużenje“ — luty 1934.

 

 

Opracował: Mateusz Kubiak


[1] Ryciny pochodzą z wyd. niem. p. t . : Zur Geschichte dei Nachrichten-truppe. Oberleutnant Thiele. Berlin 1925.

[2] Sześciokonne zaprzęgi artyleryjskie — przyp. autora.

[3] Warunki bojowe częstokroć zmuszały komp. telegraficzne do rekwizycji podwód dla przewozu drużyn telegraf., jednak była to tylko improwizacja, której nie zawsze można było stosować — przyp. Red.